środa, 21 grudnia 2011

Żonaci księża, zakonnice-mężatki

..." Do Krakowa zjeżdżają księża z całej Polski. I co w tym niezwykłego?? Wszyscy zrzucili sutanny, założyli rodziny, a teraz będą się zastanawiać, jak znów głosić Słowo Boże, nie rezygnując z żon... "


"Z bijącym sercem zakołatałem do wrót zakonnych, prosząc o przyjęcie w poczet kapłanów Jezusa. Później z fascynacją studiowałem teologię, przez sześć lat służyłem jako kapłan. Ale pewnego dnia wspólnotę tę opuściłem. Teraz jestem jednym z tych, których w Kościele kojarzy się ze zdrajcą Judaszem. Ale bliższy mi jest Dawid. Ze względu na jego słabość do pięknej, nagiej Betszeby - pisze 46-letni Tomasz Jaeschke na swojej stronie internetowej www.bonuspastor.pl. Choć wciąż nazywa siebie księdzem, dawno zrzucił sutannę. Wolał rodzinę.

Celnicy i nierządnice

Podobną drogę co roku wybiera ok. 150 polskich kapłanów i zakonnic. Na świecie - 4,5 tys.! Najczęściej powód jest taki jak w przypadku ks. Tomasza - zakochują się. - Ale czy założenie rodziny to powód, żeby rezygnować z głoszenia Ewangelii? - zastanawia się Jaeschke. Długo szukał sposobu, jak pogodzić jedno z drugim. Znalazł w Wiedniu. Tamtejszy biskup zgodził się, żeby Tomasz został szkolnym katechetą. Teraz uczy religii dzieci autystyczne. W Polsce nie mógłby tego robić. U nas żonaci księża mają mniej praw niż osoby świeckie: nie mogą nauczać religii, mają zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk w administracji kościelnej. Czy zasłużyli sobie na to?

A może przyznanie prawa do prowadzenia katechez to kwestia czasu? - To im przydałaby się dobra katecheza i rekolekcje - mówi Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego". Jednak żonaci księża są uparci.

Kierunek Kraków

Wszyscy żonaci księża w Polsce zjeżdżają jutro do Krakowa na I Zjazd Polskich Żonatych Księży i Zamężnych Zakonnic. Imprezę zorganizowało Stowarzyszenie Żonatych Księży i Ich Rodzin - zrzesza duchownych, którzy nie wytrwali w celibacie.

- Szukamy swojego miejsca w Kościele. Sprawa ewangelizacji leży nam głęboko na sercu - mówią. W zaproszeniu na zjazd, które od kilku tygodni krąży po skrzynkach mailowych księży, czytamy: "Wraz z naszymi współmałżonkami chcemy się zastanowić, czy Bóg ma wobec nas jakiś plan, a jeżeli ma, to jaki. Zapraszamy!".

Nie chcą z nikim walczyć, szukają zrozumienia: - Można przecież było się zakochać, zrobić dziecko i uciec z Kościoła w życie prywatne - tłumaczy nam Józef Streżyński, szef stowarzyszenia. - Ale my nie chcemy uciekać z Kościoła. Chcemy odkupić nasze winy i przeprosić za niedotrzymane obietnice - dodaje.



Celibat jak święta krowa

Rozmowa z księdzem, który zrzucił sutannę, 54-letnim Józefem Streżyńskim z Warszawy

Ksiądz czy Pan, jak się mogę zwracać?

Może być pan, może być ksiądz. Choć w praktyce nie jestem już księdzem. 13 lat temu poprosiłem biskupa o zwolnienie z funkcji duszpasterskich, poprosiłem o zwolnienie z obowiązku celibatu i o pozwolenie na ślub kościelny. Teraz mam żonę i dwójkę dzieci.

Czyli przypadek księdza, który się zakochał...

Los chciał, że spotkało mnie to dopiero w wieku 34 lat, już dawno po święceniach kapłańskich. Dlaczego tak późno? Miłość to siła wyższa. Każdy, kto się choć raz prawdziwie zakochał, to zrozumie. Nie mogłem tego przewidzieć, zanim podpisywałem przyrzeczenie dotrzymania celibatu. Miałem już przecież za sobą szkołę średnią, wojsko, spotkałem w międzyczasie wiele kobiet i nic mnie nie trafiło. A tu nagle Bóg zsyła księdzu drugą połówkę i naprawdę nie można nic zrobić.


Często Kościół zwalnia księży z celibatu i pozwala się żenić?

Nie ma wielkich problemów, żeby biskup dał księdzu dyspensę. Oczywiście trzeba uzbroić się w cierpliwość, ja czekałem ponad 10 lat.

Ile takich pozwoleń dano?

Statystyki nie są znane, w stowarzyszeniu udziela się kilkadziesiąt osób. To męskie grono, choć są też byłe zakonnice.
O czym będziecie rozmawiać w sobotę?

Miejmy nadzieję, że atmosfera będzie taka jak w zeszłym roku, kiedy spotkaliśmy się w gronie kilkunastu żonatych księży. Było familijnie, koledzy przyjechali z żonami i dziećmi. Głównym tematem będzie pewnie ostatni synod. Biskupi po raz pierwszy zaczęli rozmawiać, czy pozwolić żonatym mężczyznom na święcenia kapłańskie. Nie rozumiem czemu tego nie przyklepano, przecież w odwrotną stronę to funkcjonuje - mnie pozwolono się ożenić. Ale ważne, że wreszcie uznali temat celibatu jako warty rozmowy. Ważne, że biskupi przestają wreszcie traktować celibat jak świętą krowę.



Byłoby więcej skandali

Rozmowa z ojcem Dariuszem Kowalczykiem SJ, prowincjałem zakonu Jezuitów

Czy zniesienie celibatu mogłoby zmniejszyć liczbę skandali seksualnych wśród księży?

Wśród osób żonatych skandali seksualnych wcale nie jest mniej - też trafiają się np. pedofile. Gdyby księża byli żonaci, to doszedłby problem niewierności małżeńskiej, zdrad, rozwodów. Co robić, gdyby żona odeszła od księdza? Celibat można znieść, ale wówczas skandali seksualnych i obyczajowych raczej byłoby więcej niż mniej. Można się też obawiać, że wtedy Kościołem bardzo trudno byłoby zarządzać. Pojawiłyby się poważne problemy finansowe - co innego jeśli parafia ma utrzymać czterech księży, a co innego, jeśli każdy z nich będzie miał żonę i troje dzieci.

Czy właśnie po to Kościół wprowadził kiedyś celibat?

Celibat początkowo był tylko zalecany, dopiero Papież Grzegorz VIII w XI wieku nałożył obowiązek celibatu i tak stał się on powszechnym prawem Kościoła katolickiego. Jednym z powodów są względy praktyczne i dyscyplinarne: celibatariusze są bardziej mobilni i dyspozycyjni, mogą bez większych problemów przenosić się z miejsca na miejsce, a trudno byłoby przenosić się z dużą rodziną. Mogą w całości poświęcić się sprawom duszpasterskim, mogą być bardziej oddani parafii niż żonaci z gromadką dzieci. Nie ma też problemu z dziedziczeniem po zmarłym księdzu. Plebania nie należy do niego, ale do Kościoła, a w przypadku posiadania dzieci one mogłyby wnosić różne roszczenia.

Być może osoba, która posiadałaby własną rodzinę lepiej rozumiałaby praktyczne problemy, z którymi spotyka się rodzina, i bardziej kompetentnie mogłaby innym rodzinom pomagać?

Kościół czerpie z doświadczenia małżonków, ale żeby pomagać narkomanom, wcale nie trzeba być narkomanem itd. Ksiądz, który spotyka się z wieloma sytuacjami, z czasem może mieć wielką wiedzę teoretyczną i praktyczną opartą na doświadczeniu innych. Ktoś żyjący w małżeństwie często patrzy na inne małżeństwa przez pryzmat własnego.
Źródło: Dziennik Metro

środa, 7 grudnia 2011

Ksiądz pijak??


TVN24 donosi:

Rok i dwa miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata, 2-letni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów oraz ok. 2 tys. grzywny - taki wyrok ogłosił Sąd Okręgowy w Białymstoku uznając winę białostockiego księdza, który w listopadzie 2010 został zatrzymany za jazdę po pijanemu, a następnie znieważał i używał przemocy wobec policjantów. Duchowny został również zobowiązany do pisemnego przeproszenia funkcjonariuszy.

Kiedy czytam podobne depesze o skandalicznym zachowaniu duchownych, zadaję sobie pytanie: czy wszystko co dobre, jest nudne? Nawet najbardziej zatwardziali antyklerykałowie jak prof. Joanna Senyszyn przyznają, że nie każdy ksiądz to szuja, nie każdy kapłan to hulaka zapominający o godności swojego stanu.  Przyznają, ale nie idą dalej, nie opowiadają o tych chlubnych nazwiskach. Podobnie postępują media. 

W ten sposób niemal wszyscy Polacy słyszeli o abpie Juliuszu Paetzu, oskarżanemu o molestowanie seksualne kleryków, ale prawie nikt nie słyszał o niedawno zmarłym kardynale Andrzeju Marii Deskurze, przewodniczącym Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu i twórcy katolickiego radia Veritas, które obejmuje swym zasięgiem całą Azję i Oceanię. Wielu Polaków oburzało się widząc, że abp Paetz uczestniczy w honorowym kondukcie żałobników na pogrzebie pary prezydenckiej, ale zaledwie garstka mogła zachwycać się postawą kard. Deskury, który od 1978 roku swoje funkcje pełnił z wózka inwalidzkiego (po zawale serca doznał paraliżu lewostronnego). 

Polacy, a nawet po trosze i świat śmiali się z historii ks. Piotra Natanka, ale niewielu płakało po śmierci ks. Alana Fudge’a.  Kapłan ten był proboszczem brytyjskiej parafii, przyjmował w niej polskich księży i seminarzystów. Podobno kiedy angielscy katolicy uskarżali się na niepoprawną angielszczyznę duszpasterzy z Polski, ks. Alan odpowiadał, że „przecież mogą tyle wycierpieć-jeśli w ten sposób okażą konkretną pomoc uboższemu od nich polskiemu Kościołowi”. Brytyjski kapłan dbał również o swoich parafian: był kapelanem w trzech szpitalach, codziennie pewien procent z tacy przeznaczał na jałmużnę, rozmawiał z tysiącami ludzi, w ramach katechez i indywidualnych spotkań, zachęcał do dojrzałej spowiedzi - zanim wchodził do konfesjonału przewodniczył wspólnej liturgii Słowa. Przez 33 lata swojego proboszczowania ks. Fudge uczynił z niewielkiego kościoła św. Karola Boromeusza „jednym z najważniejszych miejsc na religijnej mapie Londynu”, jak stwierdził bp Grzegorz Ryś. Pogrzeb ks. Alana Fudge’a, który umarł po 5-miesięcznym zmaganiu z rakiem, zebrał tylu wiernych, że musiano go przenieść z małego kościoła parafialnego do katedry westminsterskiej. 

Nie piszę o tych kapłanach tylko po to, by przypomnieć dość oczywisty fakt, że o takich pozytywnych postaciach w polskich i zagranicznych mediach się milczy. Skutkiem tego milczenia jest postawa wielu katolików, którzy coraz częściej przesłanie chrześcijaństwa postrzegają przez pryzmat pijanego księdza z Białegostoku czy nadgorliwego duchownego z Grzechyni. Pomijam już to, że nie sposób rzetelnie dyskutować o in vitro, jeśli dla kogoś debata na taki temat jest klęczeniem przed księdzem - sprzeciw wobec sztucznego zapłodnienia nie jest istotą chrześcijaństwa. Ale taka polityka negatywnego wizerunku prowadzona przez media wobec kapłanów często uniemożliwia jakąkolwiek rozmowę na tematy duchowe - niektórzy ludzie są po prostu zmęczeni wszystkim, co z Kościołem i religią związani. Duchowość kojarzy im się z kapłanem, który prawi morały z ambony, a potem po kieliszku wsiada za kierownicę. Nic dziwnego, że ucinają każdy temat religijny, kojarząc go z bulwersującymi wyczynami jakiegoś duchownego.
                                                                                                                                                        
A przecież święci istnieją, dobrzy księża nie wyginęli. 

wtorek, 22 listopada 2011

Kawały o duchownych

Ażeby nie było cały czas artykułów o tym jacy to księża są źli, wpiszę w tym artykule, myślę, że radosnych żartów o kapłanach...


Scenka rodzajowa w kościele. Już prawie koniec mszy, mały bąbel - tak naokoło 3 latka wykazuje pewne znudzenie i zniecierpliwienie. Kręci się coraz bardziej i marudzi sobie pod nosem. W pewnym momencie mówi:
- Mamo! Niech ksiądz już powie: Idźcie ofiary do domu!

* * *

Ksiądz i siostra zakonna grają w golfa. Ksiądz bierze kija i uderza w piłkę, która toczy się w bok i nie wpada do dziury.
- A niech to wszyscy Diabli!!!! Nie trafiłem!!! - krzyczy wściekły ksiądz.
- Jak ksiądz tak może?- pyta się zawstydzona siostra - tak nie można... co na to Pan powie? Ksiądz patrzy się na zakonnicę spod oka i przeprasza... Już tak nie powiem więcej.
Idą do następnej dziury i podobnie jak wcześniej ksiądz nie trafia:
- A niech to wszyscy Diabli!!! Nie trafiłem!!! - znowu rzecze ze złością.
- Bracie, jaki to wstyd pobożnemu tak mówić - upomina go nieco zdenerwowana już siostra.
- Ok... już nie będę, jeśli jeszcze raz tak powiem niech piorun z nieba zleci i w łeb mnie trzaśnie.
Poszli do następnej dziury, ksiądz znowu nie trafił:
- A niech to wszyscy Diabli!!! Nie trafiłem!!! - krzyczy ze złością.
Wtem ciemno się zrobiło na świecie, coś zahuczało, zamruczało i piorun z nieba zleciał i walnął siostrę w łeb. A z nieba słychać jęk:
- A niech to wszyscy Diabli! Nie trafiłem!!!...

* * *

Ksiądz odprawia drogę krzyżową. Przy piątej stacji podbiega do księdza gosposia i szepce:
- Proszę księdza, przyjechali z wydziału finansowego! To bardzo pilna sprawa! Niech ksiądz przeprosi wszystkich i przerwie drogę krzyżową!
Ksiądz szepce do kościelnego:
- Poprowadź za mnie dalej drogę krzyżową. I tak wszystko przeciągaj, żebym zdążył wrócić na zakończenie!
Księdzu spotkanie z urzędnikami zajęło więcej czasu niż przypuszczał. Po jakimś czasie wbiega do kościoła w nadziei, że zdąży na ostatnią, czternastą stację drogi krzyżowej. Nastawia uszu i słyszy głos kościelnego:
- Staaacjaaa dwuuudziieestaaa piąątaa! Szymon Cyrenejczyk poślubia świętą Weronikę!

* * *

Księdzu ginęła mąka. Podejrzewał organistę, więc postanowił dobrać się do niego podczas spowiedzi. Podchodzi organista Antek do konfesjonału, a ksiądz bez wstępów pyta:
- Nie wiesz, kto mi mąkę kradnie? - Co ksiądz mówi? - Kto mi mąkę kradnie. - Tu nic nie słychać - odpowiada sprytny organista.
- Co ty opowiadasz!
- Zamieńmy się miejscami, to zobaczymy.
Zamienili się miejscami.
- A nie wie ksiądz, kto zaleca się do mojej żony?- pyta Antek.
- Rzeczywiście, tu nic nie słychać.

***


Powódź w prowincjonalnym miasteczku. Ewakuacja ludności. Wojsko puka do kaplicy:
- Proszę księdza, niech ksiądz ucieka! Ksiądz się utopi!
- Nigdzie nie idę, wierzę w Opatrzność Boską.
Po trzech godzinach ksiądz siedzi na ostatnim piętrze parafii. Podpływają motorówką:
- Proszę księdza, niech ksiądz ucieka! Ksiądz się utopi!
- Nigdzie nie idę, wierzę w Opatrzność Boska.
Minęły kolejne godziny, ksiądz na szczycie dzwonnicy. Podpływają znowu.
- Proszę księdza, niech ksiądz ucieka! Ksiądz się utopi!
- Nigdzie nie idę, wierzę w Opatrzność Boska.
Piętnaście minut i ksiądz już z wyrzutami u Pana Boga.
- Panie Boże, no jak tak można?Swojego wiernego sługę zawieść?A tak wierzyłem w Opatrzność...
- Kretyn!!! Trzy razy po ciebie ludzi wysyłałem!!!

sobota, 19 listopada 2011

"Spowiedź księdza-kumpla"

Szczerze przyznam, że nie byłem pewny aby tu o tym pisać, ale pomyślałem jak mam bloga o księżach to wpiszę tu całą prawdę jaką o Nich wiem, i słyszałem.


Wielu z nas uważa księży za nadludzi. Całkowicie mylnie. Często urodzili się, i wychowywali na naszych blokowiskach. Przyjaźnili się i siedzieli na ławeczce razem z ludźmi, którzy później, nazwijmy to tak, mieli problemy z prawem. Czy zmienili się pod wpływem seminarium? Niekoniecznie.
Najlepszym przykładem na to może być Krystian (imię oczywiście zmieniłem). Dostał urlop i przyjechał w swoje rodzinne strony. Rodzinne strony to blokowiska w jednym z naszych miast. Chciałbym, więc przedstawić naszych duszpasterzy z nieco mniej oficjalnej strony. Co oni robią podczas swoich wakacji? Zapraszam do lektury.
Najlepszą formą integracji międzyludzkiej w naszej kulturze Sarmatów jest wspólne biesiadowanie, czyli posiedzenie przy wódeczce. Podczas takiej integracji ludzie są prawdziwi i szczerzy. Szczerzy do bólu.
Jak więc było w seminarium? To chyba podstawowe pytanie, które zadałby każdy z nas swojemu koledze, który zdecydował się pójść „na księdza”. Nasz bohater opowiedział mi sporo pikantnych i zabawnych szczegółów ze swoich studiów.

Nasz rocznik był niesamowity. Wielu dziwiło się, że udzielono nam święceń kapłańskich. W każdej wolnej chwili wyskakiwało się na browara albo do klubu trochę się pobawić. Kilka razy zdarzyło się, że kolegę z seminarium musieliśmy nieść we dwóch, bo o własnych siłach już nie dał rady wrócić. Ja zawsze miałem mocną głowę. Często moi koledzy byli już nieźle wstawieni a po mnie nic nie było widać. Osiedle mnie tego nauczyło.
Zresztą nie tylko tego. Nigdy nie dałem sobie pojechać. Na mieście nie zakładało się sutanny i chodziło się po cywilnemu. Nigdy nie miałem problemów z dresami.
Byliśmy niesamowicie wyluzowani. Słowo kurwa leciało u nas równie często jak na budowie. Zresztą nie tylko u nas. Był jeden taki nauczyciel, do którego każdy się bał wchodzić na egzamin. Potrafił nieźle się wkurzyć, gdy byłeś całkowicie nieprzygotowany. Rzucał w ciebie kredą, przeklinał. Po prostu się wkurwiał.
Czy ściągaliśmy na egzaminach? Człowieku niektóre przedmioty były tak trudne, że ściągi robiliśmy przez tydzień. Ale to nie znaczy, że nic nie umiem. Biegle, mówie greką i łaciną.
Każdy z nas był młody. Każdy pochodził z różnych osiedli. Wiadomo, że największą siłę przebicia i oddziaływania na innych mieli ludzie, którzy wychowywali się na osiedlach nieco mniej spokojnych. To, że lubiliśmy się bawić, pić czy palić to wynik naszego wieku i temperamentu.”

Jeżeli chodzi o seks to koleżka robi się bardziej powściągliwy. O sobie mówi niechętnie( wcale się nie dziwie) za to podaje mi sporo przykładów znanych księży ze swojego otoczenia, którzy mają/mieli kochanki. Zawsze jednak byli nadzwyczaj uważni. Wiadomo, jeżeli zdarzy się wpadka to konsekwencje tego poniosą wszyscy. Ksiądz może nawet pożegnać się z kapłaństwem. Kobieta ma zszarganą opinię do końca życia w swoim otoczeniu( a jak mieszka w mniejszej miejscowości to już w ogóle). Najgorzej jednak będzie miało przyszłe dziecko. Ma łatkę syna księdza do końca życia.
Jak sam, jednak mówi za mundurem panny sznurem.
Moja znajoma dobrze znająca i obracająca się w środowisku duchownych przytaczała wiele opowieści o duszpasterzach z jej otoczenia. Gdy pytałem, czy księża przestrzegają celibatu odpowiedziała cytatem jednego z nich. „Lepiej zgrzeszyć niż zwariować” (To powinno być hasło przewodnie każdej mszy).
Krystian został u nas na osiedlu przez dwa tygodnie. Później wrócił do pracy. Moja wątroba wytrzymała z nim tylko weekend.

Zanim jednak zaczniemy oceniać i bluzgać na księży zwróćmy uwagę, że w kościele prawosławnym Batiuszka może mieć rodzinę i dzieci. Podobnie jak pastorzy w Stanach Zjednoczonych. Dlaczego więc kościół katolicki zabrania miłości fizycznej? Tym bardziej, że natury ludzkiej nie da się oszukać.
Pamiętajmy, że ksiądz jest też człowiekiem i ma potrzeby jak każdy z nas. Jest narażony na te same, co my pokusy życia codziennego. Nie każdy ksiądz musi zostać świętym. Wielu z nich uważa to, co robią za zawód, którego celem jest pomóc drugiemu człowiekowi. Co nie znaczy, że sam musi się zamartwiać przez całe swoje życie.

Celem tego artykułu nie jest zmieszanie z błotem księży. Wręcz przeciwnie. Chciałbym ukazać ich ludzką stronę. Pokazać, że są tacy sami jak my. Ani lepsi ani gorsi. Identyczni.