sobota, 19 listopada 2011

"Spowiedź księdza-kumpla"

Szczerze przyznam, że nie byłem pewny aby tu o tym pisać, ale pomyślałem jak mam bloga o księżach to wpiszę tu całą prawdę jaką o Nich wiem, i słyszałem.


Wielu z nas uważa księży za nadludzi. Całkowicie mylnie. Często urodzili się, i wychowywali na naszych blokowiskach. Przyjaźnili się i siedzieli na ławeczce razem z ludźmi, którzy później, nazwijmy to tak, mieli problemy z prawem. Czy zmienili się pod wpływem seminarium? Niekoniecznie.
Najlepszym przykładem na to może być Krystian (imię oczywiście zmieniłem). Dostał urlop i przyjechał w swoje rodzinne strony. Rodzinne strony to blokowiska w jednym z naszych miast. Chciałbym, więc przedstawić naszych duszpasterzy z nieco mniej oficjalnej strony. Co oni robią podczas swoich wakacji? Zapraszam do lektury.
Najlepszą formą integracji międzyludzkiej w naszej kulturze Sarmatów jest wspólne biesiadowanie, czyli posiedzenie przy wódeczce. Podczas takiej integracji ludzie są prawdziwi i szczerzy. Szczerzy do bólu.
Jak więc było w seminarium? To chyba podstawowe pytanie, które zadałby każdy z nas swojemu koledze, który zdecydował się pójść „na księdza”. Nasz bohater opowiedział mi sporo pikantnych i zabawnych szczegółów ze swoich studiów.

Nasz rocznik był niesamowity. Wielu dziwiło się, że udzielono nam święceń kapłańskich. W każdej wolnej chwili wyskakiwało się na browara albo do klubu trochę się pobawić. Kilka razy zdarzyło się, że kolegę z seminarium musieliśmy nieść we dwóch, bo o własnych siłach już nie dał rady wrócić. Ja zawsze miałem mocną głowę. Często moi koledzy byli już nieźle wstawieni a po mnie nic nie było widać. Osiedle mnie tego nauczyło.
Zresztą nie tylko tego. Nigdy nie dałem sobie pojechać. Na mieście nie zakładało się sutanny i chodziło się po cywilnemu. Nigdy nie miałem problemów z dresami.
Byliśmy niesamowicie wyluzowani. Słowo kurwa leciało u nas równie często jak na budowie. Zresztą nie tylko u nas. Był jeden taki nauczyciel, do którego każdy się bał wchodzić na egzamin. Potrafił nieźle się wkurzyć, gdy byłeś całkowicie nieprzygotowany. Rzucał w ciebie kredą, przeklinał. Po prostu się wkurwiał.
Czy ściągaliśmy na egzaminach? Człowieku niektóre przedmioty były tak trudne, że ściągi robiliśmy przez tydzień. Ale to nie znaczy, że nic nie umiem. Biegle, mówie greką i łaciną.
Każdy z nas był młody. Każdy pochodził z różnych osiedli. Wiadomo, że największą siłę przebicia i oddziaływania na innych mieli ludzie, którzy wychowywali się na osiedlach nieco mniej spokojnych. To, że lubiliśmy się bawić, pić czy palić to wynik naszego wieku i temperamentu.”

Jeżeli chodzi o seks to koleżka robi się bardziej powściągliwy. O sobie mówi niechętnie( wcale się nie dziwie) za to podaje mi sporo przykładów znanych księży ze swojego otoczenia, którzy mają/mieli kochanki. Zawsze jednak byli nadzwyczaj uważni. Wiadomo, jeżeli zdarzy się wpadka to konsekwencje tego poniosą wszyscy. Ksiądz może nawet pożegnać się z kapłaństwem. Kobieta ma zszarganą opinię do końca życia w swoim otoczeniu( a jak mieszka w mniejszej miejscowości to już w ogóle). Najgorzej jednak będzie miało przyszłe dziecko. Ma łatkę syna księdza do końca życia.
Jak sam, jednak mówi za mundurem panny sznurem.
Moja znajoma dobrze znająca i obracająca się w środowisku duchownych przytaczała wiele opowieści o duszpasterzach z jej otoczenia. Gdy pytałem, czy księża przestrzegają celibatu odpowiedziała cytatem jednego z nich. „Lepiej zgrzeszyć niż zwariować” (To powinno być hasło przewodnie każdej mszy).
Krystian został u nas na osiedlu przez dwa tygodnie. Później wrócił do pracy. Moja wątroba wytrzymała z nim tylko weekend.

Zanim jednak zaczniemy oceniać i bluzgać na księży zwróćmy uwagę, że w kościele prawosławnym Batiuszka może mieć rodzinę i dzieci. Podobnie jak pastorzy w Stanach Zjednoczonych. Dlaczego więc kościół katolicki zabrania miłości fizycznej? Tym bardziej, że natury ludzkiej nie da się oszukać.
Pamiętajmy, że ksiądz jest też człowiekiem i ma potrzeby jak każdy z nas. Jest narażony na te same, co my pokusy życia codziennego. Nie każdy ksiądz musi zostać świętym. Wielu z nich uważa to, co robią za zawód, którego celem jest pomóc drugiemu człowiekowi. Co nie znaczy, że sam musi się zamartwiać przez całe swoje życie.

Celem tego artykułu nie jest zmieszanie z błotem księży. Wręcz przeciwnie. Chciałbym ukazać ich ludzką stronę. Pokazać, że są tacy sami jak my. Ani lepsi ani gorsi. Identyczni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz